Internetowi malkontenci zwiastujący upadek moralności i wieszczący nadejście pokoleń egoistów nie mają racji. Setki godzin zajęć przeprowadzonych z przedszkolakami, uczniami, studentami, dorosłymi i seniorami nieustannie utwierdzają nas w przekonaniu, że chęć niesienia pomocy jest w ludziach silna jak zawsze, a może nawet silniejsza – ponieważ po raz pierwszy w historii obejmuje nie tylko innych homo sapiens, ale też pozostałe zwierzęta i całe ekosystemy, z ich unikatową złożonością. Ogromną potęgą są media społecznościowe, przez które każda informacja podróżuje z prędkością światła. Mając najlepsze intencje, wiele osób tworzy amatorskie infografiki przedstawiające sposoby wspierania owadów zapylających. Jedne z nich są trafne, w przypadku innych kończy się na dobrych chęciach, ale odzywa się brak wiedzy. W efekcie jesteśmy zalewani potokami informacji o tym, które owady są niebezpieczne, którym grozi wyginięcie i jak im pomagać. To ważne zagadnienia, które warto usystematyzować – i w tym właśnie celu powstał ten tekst.
Zapylacze, czyli kto?
Pierwsze problemy pojawiają się już na poziomie definicji. Istnieją dziesiątki tysięcy gatunków owadów zapylających, ale najczęściej kojarzymy tylko jednego – pszczołę miodną (Apis mellifera). Oczywiście przyporządkowanie jej do kategorii zapylaczy jest jak najbardziej zasadne, ale utożsamianie zapylaczy z pszczołami miodnymi to klasyczny przykład chwytu retorycznego pars pro toto, w którym dokonujemy nieuzasadnionej generalizacji. Różnica polega jednak na tym, że o ile politycy taktykę tę stosują świadomie, to wielbiciele przyrody robią to raczej z niewiedzy.
Warto zatem, aby ta informacja wybrzmiała z całą mocą: pszczoła miodna NIE jest jedynym zapylaczem. Mało tego – nie jest nawet jedyną pszczołą. Tylko w Polsce mamy ok. 460 gatunków pszczół a na całym świecie jest ich ok. 20 tysięcy. Doliczmy do tego osy, motyle, muchówki, chrząszcze, wciornastki – dopiero one wszystkie domykają pojemną kategorię owadów zapylających.
No dobrze, pszczoła miodna nie jest jedyna, ale może jest przynajmniej najważniejsza? Też nie do końca. Rzeczywiście, pszczoła miodna występuje masowo – ale to akurat efekt naszej, ludzkiej działalności. Swoją popularność owad ten zawdzięcza oczywiście zdolności produkowania miodu oraz antropocentrycznemu poglądowi, zgodnie z którym cały świat istnieje tylko po to, aby człowiek miał z niego pożytek. Tymczasem wiele innych owadów wykazuje co najmniej taką samą skuteczność w zapylaniu. Warto tu wspomnieć o bzygowatych – muchówkach podobnych wizualnie do os czy pszczół, które odgrywają ogromną rolę zwłaszcza w zapylaniu roślinności na rozległych, nasłonecznionych, odsłoniętych terenach (np. na łąkach).
Ale jak to? Przecież wszędzie się słyszy, że pszczoły giną i musimy je ratować! Tak, to prawda, z jednym zastrzeżeniem: nie chodzi o pszczoły miodne. To dzikie gatunki są zagrożone. Pszczoła miodna, nad którą człowiek sprawuje szczególną (bo nie do końca altruistyczną) opiekę, ma się doskonale. Nawet za doskonale – choć trudno w to uwierzyć, istnieje wiele obszarów, na których doszło już do tzw. przepszczelenia – oznacza to, że pszczół na danym terenie jest więcej, niż jest ich w stanie wyżywić lokalna baza pożytkowa. Prościej mówiąc: roślin kwitnących jest za mało, aby nakarmić wszystkie pszczoły z danego terenu. W tej sytuacji cierpią jednak nie pszczoły miodne, ale dzikie – po pierwsze dlatego, że w kryzysowej sytuacji pszczelarz może swoje pszczoły po prostu dokarmić. A po drugie dlatego, że pszczoła miodna jest zapylaczem mocno uniwersalnym, zdolnym do odwiedzania licznych gatunków kwiatów, gdy tymczasem spora część dzikich zapylaczy wykształciła specjalizację polegającą na ścisłej współpracy z określoną grupą roślin (oligofagizm), zatem rywalizacja z pszczołą miodną o pokarm jest w ich przypadku walką na śmierć i życie.
Bezdomność i głód – jaki świat zafundowaliśmy zapylaczom?
Fani pszczoły miodnej nie muszą w tym momencie rwać włosów z głowy z powodu odkrycia mrocznych sekretów swoich idolek. Natura nie zna pojęcia dobra i zła – pszczoły miodne podbierają pokarm innym gatunkom wiedzione tym samym instynktem, co wszystkie istoty żywe – zrób wszystko, co da ci większą szansę na przeżycie i przekazanie genów. Jeśli w całej historii jest jakaś postać negatywna, to jest nią (jak zwykle) człowiek.
Aby zapylacze mogły przetrwać, potrzebują pożywienia oraz schronienia. Niestety obu tych elementów skutecznie ich pozbawiamy, i to za jednym zamachem. Pamiętasz ogródki przydomowe sprzed kilku dziesięcioleci? Pamiętasz rozproszone poletka indywidualnych rolników? Pamiętasz pełne zieleni przestrzenie publiczne? Dziś każdy z tych widoków jest coraz rzadszy (chociaż w niektórych miastach zieleni zdecydowanie przybywa). Kosimy trawę z taką regularnością i zacięciem, jakby co tydzień w naszym ogródku odbywały się mecze ligi mistrzów. Wystarczające dla jednej rodziny pola uprawne przestały być opłacalne – znacznie popularniejsze są ciągnące się aż po horyzont monokultury – tu rzepak, tam kukurydza, gdzieś indziej pszenica. W miastach panuje potępiana przez społecznych aktywistów i znienawidzona przez samych mieszkańców (ale jakże łatwa w utrzymaniu porządku) betonoza. Z naszych działek praktycznie poznikały pojedyncze drzewa i krzewy owocowe. Pozbawiony kwitnących i nektarujących roślin świat jest dla owadów pustynią, na której nie ma co jeść ani gdzie założyć gniazda.
Czy to znaczy, że każda osoba dbająca o swój trawnik jest złoczyńcą? Absolutnie nie – koszenie jest potrzebne choćby po to, aby zapewnić trwałość łące czy trawnikowi. Decydujmy się jednak na model mozaikowy. Zostawmy w ogrodzie fragmenty, na których niepodzielnie panuje dzika przyroda. Nie każdy centymetr naszej działki musi być uporządkowany jak geometrycznie perfekcyjny (a dla wielu też nudny) ogród francuski.
A jakie rośliny sadzić w ogródkach, aby zapylacze miały co jeść? Najważniejsze jest zachowanie ciągłości kwitnienia – idealny (z perspektywy owadów) ogród to taki, w którym nieustannie „coś się dzieje” od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Łatwo jednak wpaść w pułapkę estetyki i mody, sadząc rośliny piękne, ale całkowicie obojętne zapylaczom (ponieważ nie wydzielają nektaru i/lub pyłku), a czasem też szkodliwe dla nich, bo zabierają przestrzeń życiową lokalnym gatunkom. To najczęściej rośliny przywiezione z innych stref klimatycznych, zabierające przestrzeń życiową tym lokalnym.
Ponieważ „w internetach” pojawiają się sprzeczne opinie na temat Inwazyjnych Gatunków Obcych (IGO), to wszystkim planującym nasadzenia polecimy stronę Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska: https://www.gov.pl/web/gdos/inwazyjne-gatunki-obce3 oraz Kodeks dobrych praktyk Ogrodnictwo wobec roślin inwazyjnych obcego pochodzenia.
Jakie rośliny uprawiać w ogrodach, na działkach, na balkonach i parapetach?
Roślin miododajnych odpowiednich dla polskiego klimatu i rodzimych dla naszej strefy geograficznej jest naprawdę sporo. Oto niektóre z nich:
Agrest, berberys, bluszczyk kurdybanek, chaber bławatek, czarna porzeczka, cząber, czeremcha zwyczajna (ale nie cz. amerykańska, która jest rośliną inwazyjną), facelia błękitna, gorczyca biała, głóg dwuszyjkowy, hyzop lekarski, kocimiętka, komonica zwyczajna, koniczyna biała, kruszyna pospolita, lawenda, malina, macierzanka, nostrzyk biały, oregano, ogórecznik lekarski, rumianek, szałwia, słonecznik czarny, tymianek, wrzos, żywokost lekarski, żmijowiec babkowaty.
Których roślin lepiej unikać?
Oczywiście nie musimy dostosowywać do potrzeb zapylaczy całego ogrodu. Łatwo jednak popełnić błąd i z myślą o pomocy owadom posadzić czy zasiać rośliny, które okażą się albo zupełnie nieprzydatne (bo np. mają imponujące, wielkie kwiaty, ale bez nektaru i pyłku) albo wręcz szkodliwe (ponieważ zawierają trujące dla owadów związki chemiczne, zabierają miejsce rodzimym roślinom albo ich nektar jest słabej jakości i jego przemiana w miód pochłania więcej energii, niż nektar ten dostarcza pszczołom). Do takich roślin należą:
- Datura (każda część bielunia jest toksyczna, również dla ludzi),
- goździk (odmiany pełne, bez pręcików i słupków, a więc niewytwarzające pyłku i nektaru),
- hortensja ogrodowa (nie produkuje pyłku ani nektaru),
- nawłoć kanadyjska (jedna z najbardziej inwazyjnych roślin w Polsce i Europie),
- naparstnica purpurowa (zakwalifikowana do II kategorii gatunków inwazyjnych, sprawdź zalecenia uprawy; jest też toksyczna, a zjedzenie jej fragmentów może powodować zatrzymanie akcji serca, choć jednocześnie – zgodnie z powiedzeniem Paracelsusa – jest używana do wytwarzania leków nasercowych),
- oleander (trujące są wszystkie fragmenty rośliny),
- poinsecja (produkuje nektar i pyłek, ale w bardzo niewielkich ilościach),
- róże hodowlane (oprócz odmian o kwiatach pojedynczych i półpełnych),
- tojad (pyłek i nektar – oraz pozostałe części rośliny – zawierają trujące alkaloidy, ale pożywia się na nim jeden gatunek zapylacza, trzmiel tojadowy Bombus geraesteckeri)
- złotokap (pyłek i nektar zawierają alkaloidy trujące dla pszczół).
Wśród roślin niebezpiecznych wymienia się też różanecznik – niektóre gatunki pszczół produkują z niego halucynogenny miód szaleńców. Spotkamy go w Turcji i innych krajach basenu Morza Czarnego – w naszej szerokości geograficznej udział grayanotoksyn będzie śladowy, nawet jeśli posadzicie w ogrodzie kilkanaście krzewów.
Jak dbać o zdrowie owadów zapylających?
Wiemy już zatem, że problem zagrożenia wyginięciem nie dotyczy co prawda pszczoły miodnej, ale niestety jest on realny dla wielu innych gatunków zapylaczy. Ekolodzy i entomolodzy z coraz większym niepokojem obserwują spadek liczebności trzmieli oraz murarek. To dlatego z taką radością początkiem tego wieku witaliśmy powrót imponującej rozmiarami i kolorem pszczoły zadrzechni fioletowej, którą już uznaliśmy za wymarłą.
Nie jest zaskakującym fakt, iż osobniki zdrowe wydają na świat więcej silnego potomstwa. W jaki zatem sposób można zadbać o zdrowie zapylaczy? Wróćmy do uprawy przyjaznych im roślin – bo to właśnie jest w stanie zrobić każdy z nas. Jaki związek ma dostatek pożywienia ze zdrowiem? Identyczny, jak w przypadku człowieka – cierpiący na braki żywieniowe organizm ludzki jest podatny na choroby i dysfunkcje, niespecjalnie też ma ochotę na rozmnażanie. W przypadku dzikich organizmów pełny brzuch jest naprawdę najlepszą receptą na długie życie – dobrze odkarmione owady poradzą sobie i z pasożytami i z chorobami.
Nie tylko lekarze (i nie tylko w pracy) powinni kierować się zasadą „po pierwsze nie szkodzić”. Dotyczy to każdego z nas i w każdej sytuacji – również w relacji z zapylaczami. A co szkodzi zapylaczom? Przede wszystkim to, do czego nie były „zaprojektowane” ich organizmy w toku ewolucji – czyli nowoczesna chemia. W największym stopniu problem dotyczy rolników, którzy muszą manewrować między skuteczną ochroną roślin a nieszkodzeniem zapylaczom. Jednak i użytkownicy indywidualni mogą pójść do sklepu i kupić pestycyd, a następnie użyć go w ogródku, zabijając nie tylko uprzykrzonego szkodnika (np. mszyce), ale też wiele innych gatunków owadów. Co więcej, mogą oni bez większych problemów nabyć on-line pestycydy do zastosowań profesjonalnych. Należy je stosować ściśle według instrukcji i zaleceń producenta, co w warunkach amatorskich niekoniecznie jest przestrzegane.
Jak zatem postępować? Najlepiej w ogóle unikać środków chemicznych – w niewielkich przydomowych ogródkach czy na działkach ROD nie są potrzebne aż tak agresywne metody zwalczania tzw. szkodników (to kolejne słowo stworzone na potrzeby ludzi, które nie występuje w słowniku natury). Jeśli już musimy użyć jakiejś substancji, trzymajmy się ściśle zaleceń producenta. Z powodzeniem możemy też sięgnąć po środki ekologiczne, jak gnojówka z pokrzyw, która (rozcieńczona!) nie tylko skutecznie zwalcza mszyce, ale też wzmacnia rośliny.
Ponownie pszczoła miodna ma większe szanse – w jej przypadku pszczelarze mają bowiem możliwość zastosowania środków leczniczych. Postępowanie przeciwdziałające warrozie (chorobie wywoływanej przez roztocza) jest obecnie stałym punktem w pasiecznym kalendarzu. Istnieją też środki poprawiające odporność na nosemozę (chorobę wywołaną przez sporowce – pasożytnicze pierwotniaki).
Wielka moc małych gestów
Sadzenie roślin nektarodajnych i unikanie chemii w ogrodach to już dużo, ale zdecydowanie nie wszystko, co możemy zrobić dla dzikich zapylaczy. Oto dobre praktyki, które warto wdrożyć i które przyniosą korzyść nie tylko owadom zapylającym, ale także całemu ekosystemowi – a przecież i my do niego należymy:
- Ograniczanie zanieczyszczenia środowiska. Tak niewiele, a robi ogromną różnicę. Chemia, spaliny, kolejne niepotrzebne rzeczy zamieniające się z poczciwych durnostojek w groźne odpady… Wszystko to osłabia każdy żywy organizm – ten na dwóch i ten na sześciu nogach.
- Ograniczanie zanieczyszczenia światłem. Ewolucja to sprytny proces, w toku którego dochodzi do rozwijania się u organizmów cech najbardziej pożądanych – czyli dającym im największą szansę na przetrwanie w określonych warunkach. Musimy jednak pamiętać, że zachodzi on powoli. Jak bardzo powoli? Bardzo bardzo bardzo. Tak bardzo, że nasz pierwszy bezpośredni przodek, Australopitek, aby stać się homo sapiens, potrzebował 3 milionów lat. Owady oczywiście ewoluują dużo szybciej, m.in z uwagi na krótszy cykl życia, szybszy obrót pokoleń i wysoką liczę potomstwa – stąd na przykład nabycie przez niektóre gatunki odporności na pestycydy w ciągu kilku-kilkunastu lat. Trudno jednak spodziewać się, że wszystkie owady przystosują się do zindustrializowanego świata (prawdę mówiąc, my też tego nie dokonaliśmy, czego dowodem są choćby liczne choroby cywilizacyjne). Przez dziesiątki milionów lat owady znały tylko naturalne źródła światła. Teraz, gdy zanieczyszczenie światłem zaczęło dokuczać już nawet ludziom, powodując rozstrój cyklu dobowego regulowanego przez zdezorientowaną szyszynkę, owady mają jeszcze gorzej: nie zawsze potrafią odróżnić dzień od nocy, a te latające po zmierzchu doświadczają ogromnych komplikacji podczas nawigacji – lampy uliczne są dla nich zwielokrotnionymi księżycami i gwiazdami. Czy to znaczy, że w celu ratowania owadów, musimy siedzieć w ciemności? Oczywiście nie – nie ma już powrotu do czasów sprzed elektryczności. Możemy jednak zachowywać się odpowiedzialnie: jeśli w domu po zmroku potrzebujemy światła, wybierajmy możliwie najmniejsze jego źródła, a okna zasłaniajmy roletami. Unikajmy także stawiania w ogródkach świecących dekoracji – może to i modne, ale na pewno nie ekologiczne.
- Ochrona naturalnych siedlisk: Pamiętasz przywołaną wyżej zasadę nieszkodzenia? Można ją rozciągnąć na nieniszczenie. Masz w ogrodzie oblegany przez owady krzew? Zastanów się dwa razy, zanim go wytniesz i posadzisz coś bardziej na czasie, ale nie dającego nektaru. Spacerujesz po lesie czy po łące? Nie zrywaj naręczy kwiatów – szybko zwiędną i nikt nie będzie miał z nich pożytku.
- Zakup produktów (w tym pszczelich) z certyfikowanych źródeł: Warto wspierać firmy, które są odpowiedzialne społecznie i ekologicznie. Sens takich działań wykracza oczywiście daleko poza temat owadów zapylających. Istnieją konkretne certyfikaty, które informują nas np. o tym, czy dany produkt pochodzi ze zrównoważonej uprawy, że pozyskiwanie surowca nie wiązało się z pracą dzieci, że pracownicy mają godziwe warunki i uczciwą płacę. W kontekście produktów pszczelich certyfikat upewnia nas o tym, że mamy do czynienia z produktem prawdziwym (np. z miodem z nektaru, a nie z mieszanką syropów), że był produkowany naturalnie (np. bez podgrzewania, które niszczy dobroczynne dla zdrowia białka) i że został przebadany pod kątem obecności szkodliwych substancji. Warto zwracać uwagę m.in. na certyfikaty ChNP, ChOG, GTS, certyfikat PZP, certyfikat ekologiczny UE (nazywany zielonym listkiem), a także oznaczenia lokalne, takie jak „produkt lokalny”, „pasieka ekologiczna” czy „slow food”.
- Zaangażowanie w inicjatywy społeczne: Działania podejmowane przez jednostki są naprawdę bardzo ważne. Może to i wyświechtany slogan, ale i szczera prawda: jeśli 8 miliardów ludzi uzna, że ich głos nic nie znaczy, to żadna zmiana nie nastąpi. Nie można jednak nie dostrzegać ogromnej roli samorządów czy korporacji w kształtowaniu naszego otoczenia. To dlatego warto trzymać rękę na pulsie – monitorować działania władzy, rozliczać lokalnie wybranych polityków z działań podejmowanych na rzecz społeczności i środowiska, wspierać whistleblowerów (albo stać się jednym z nich), ale też aktywnie uczestniczyć w decyzjach mających wpływ na otoczenie podejmowanych na szczeblu lokalnych – np. angażując się w budżety obywatelskie i inicjatywy oddolne.
- Ciekawość. Czyli stałe poszerzanie swojej wiedzy, uczestnictwo w działaniach edukacyjnych i drążenie tematu. Brawo – właśnie to robisz!
Popularne mity – tak NIE pomożesz zapylaczom
Wiesz już, co robić, aby pomagać owadom zapylającym – a pośrednio również sobie. Wróćmy zatem do wstępu tego tekstu. Zostały tam wspomniane wynikające ze szczerych intencji działania, takie jak tworzenie infografik i rozpowszechnianie informacji w mediach społecznościowych, które jednak w rzeczywistości są owadom obojętne czy wręcz szkodliwe. Które z popularnych sposobów wspierania owadów zapylających należy włożyć między bajki?
TEGO NIE RÓB
CO ZAMIAST?
Dokarmianie cukrem/miodem. Od lat w mediach społecznościowych robi karierę informacja o wspieraniu osłabionej pszczoły odrobinką miodu czy roztworu cukru w wodzie. To jedno z tych działań, które może przynieść skutek, ale wcale nie musi. Pamiętaj, że owady zapylające żyją krótko i osobnik, który nie ma siły się ruszać, może po prostu kończyć swój żywot. Niedźwiedzią przysługę zrobimy owadom także wtedy, gdy w ten sposób chwilowo odratujemy osobnika chorego, roznoszącego patogeny.
Posadź rośliny nektarodajne i pyłkodajne. To najlepsze źródło wartościowego pokarmu, z którego może skorzystać spracowany owad.
Wystawianie spodka z wodą. Możemy w ten sposób pomóc w zasadzie jednej pszczole – miodnej (czyli tej, która wcale tego nie potrzebuje). Większość dzikich pszczół nie pobiera wody osobno, ale pozyskuje ją z nektaru w procesie metabolizmu. Istnieje też ryzyko, że pszczoła po prostu się w tym spodku utopi.
Bezpieczne poidełko. Jeśli już chcesz poić spragnione owady, skonstruuj poidełko, które nie zagraża ich bezpieczeństwu. Nie może to być talerz wypełniony wodą. O wiele lepiej sprawdzi się wilgotny kamień albo miska z keramzytem. Jeśli masz taką możliwość, fajną opcją jest też oczko wodne na posesji – byle projekt uwzględniał roślinność.
Kupowanie hoteli/domków dla owadów. To coraz popularniejszy sposób ochrony dzikich zapylaczy i wspaniale, że tyle osób prywatnych, firm i instytucji się nim interesuje. Pamiętajmy jednak, gdzie wielkie sieci marketów mają dobro zapylaczy. Niestety kupione tam domki najczęściej są bezużyteczne albo wręcz szkodliwe – bo wypełnienie jest nieodpowiednie, czy użyto szkodliwych farb do malowania. Zdarzają się nawet modele z oświetleniem, co jest absurdem (w kontekście tego, co mówiliśmy wcześniej o zanieczyszczeniu światłem).
Wykonaj domek/hotel samodzielnie. To wcale nie takie trudne i nie zawsze wymaga ciesielskich umiejętności. Nadal jesteśmy jednak narażeni na popełnienie popularnych błędów. Jeśli chcesz ich uniknąć, szukaj przepisów na domek na rzetelnych stronach, specjalizujących się w owadach zapylających. Możesz także zaprosić nas na warsztaty, podczas których razem zbudujemy hotele*.
Stawianie pasieki bez odpowiedniej wiedzy. Pszczelarstwo stało się ostatnio modne. Nie brakuje amatorów, którzy kupują kilka uli i rozpoczynają chów pszczół praktycznie w ciemno. Powstają także kontrowersyjne pasieki miejskie, które w niektórych przypadkach mogą prowadzić do przepszczelenia.
Działaj odpowiedzialnie. Jeśli interesujesz się pszczołami, zapisz się na kurs pszczelarski. Jeśli zależy Ci głównie na miodzie – znajdź rzetelną pasiekę z certyfikatami, gdzie możesz go kupić.
Zabijanie „niebezpiecznych” owadów. Owady owszem, bywają niebezpieczne, ale nie złośliwe. Jeśli przystąpią do ataku to tylko wówczas, gdy coś je sprowokuje. Oczywiście prowokacja nie musi być intencjonalna – chodzi o to, jak dany gest czy zachowanie zostanie odczytane. Najczęściej nasze obawy dotyczą gniazd os (w tym szerszeni, które również są osami). Chyba jeszcze bardziej przykry jest fakt, że obrywa się także łagodnym i spokojnym trzmielom – tylko dlatego, że są duże. Choć straż pożarna wcale nie ma obowiązku usuwania gniazd owadów poza sytuacją, gdy stwarza ono realne zagrożenie, to najczęściej interwencja zostaje podjęta dla świętego spokoju. Skutki bywają katastrofalne: pozbywamy się ważnego elementu ekosystemu, szerzymy niepotrzebną histerię i jeszcze bardziej nakręcamy spiralę hejtu ukierunkowaną na pewną grupę owadów tylko dlatego, że te akurat nie wytwarzają miodu, więc z naszego punktu widzenia nie są „pożyteczne”. Podejmowanie działań na własną rękę również jest niewskazane – osoby niedysponujące wiedzą oraz specjalistycznym sprzętem i ochroną mogą doznać poważnych obrażeń ciała (czy to na skutek pożądlenia, czy np. upadku z drabiny w napadzie paniki). Dodatkowo może się okazać, że zlikwidowaliśmy gniazdo nie os, ale dzikich pszczół, a te najczęściej mają słabe żądła, których praktycznie nie używają.
Daj żyć. To, że jakiś owad nie daje miodu, siada na odchodach albo głośno brzęczy, nie oznacza wcale, że jest niebezpieczny albo niepotrzebny. W ekosystemie wszystkie organizmy są ważne. Osy nie tylko są zapylaczami, ale też polują, regulując w ten sposób populacje innych owadów. Gdy zabraknie os, możemy się spodziewać np. inwazji mszyc. Przeżuwając drewno w celu budowy gniazda, przyczyniają się do rozkładu materii organicznej i ułatwiają jej powrót do obiegu. Na dodatek same stanowią pokarm, zwłaszcza dla wielu ptaków. Wbrew powszechnej opinii „złe” osy (szczególnie szerszenie) wcale nie stanowią zagrożenia dla „dobrych” pszczół miodnych. Ataki na ule się zdarzają, ale są to marginalne przypadki. Nawyk eliminowania tych stworzeń, które uważamy za nieprzydatne, to jeden z największych problemów ludzkości – nie idź tą drogą.
*Interesuje Cię temat warsztatów lub zajęć edukacyjnych prowadzonych przez edukatorów naszej Fundacji? A może chcesz wesprzeć nasze działania a przy okazji pochwalić się świetną inicjatywą z zakresu CSR? Wypełnij formularz kontaktowy, a na pewno się odezwiemy!
Bibliografia:
- Gajda, Śmiertelny pożytek, czyli rośliny szkodzące pszczołom, https://pasieka24.pl/index.php/pl-pl/biblioteczka-pszczelarza-z-pasja-ksiazki-pasieki/251-pozytki-i-karmienie-pszczol-k2570/3870-smiertelny-pozytek-czyli-rosliny-szkodzace-pszczolom-str-26
- Karwacki, 10 roślin miododajnych, które warto siać dla pszczół, https://pasieka24.pl/index.php/pl-pl/biblioteczka-pszczelarza-z-pasja-ksiazki-pasieki/251-pozytki-i-karmienie-pszczol-k2570/3834-10-roslin-miododajnych-ktore-warto-siac-dla-pszczol-str-242
- Kierat, Co można zrobić, żeby pomóc pszczołom (a czego lepiej nie)?, https://zolnanalowach.wordpress.com/2023/05/21/co-mozna-zrobic-zeby-pomoc-pszczolom-a-czego-lepiej-nie/
- Kliks-Pudlik, Naukowcy: zakładanie pasiek miejskich może szkodzić rodzimym gatunkom pszczół, https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C88347%2Cnaukowcy-zakladanie-pasiek-miejskich-moze-szkodzic-rodzimym-gatunkom-pszczol
- Kostuch, Ocena zasobności bazy pożytkowej na potrzeby gospodarki pasiecznej i możliwości jej poprawy, https://modr.pl/sites/default/files/brochures/j.kostych_ocena_zasobnosci_bazy_pozytkowej.pdf
- Pliszko, Inwazyjne i potencjalnie inwazyjne rośliny miododajne obcego pochodzenia w Polsce – porady dla pszczelarzy, https://pasieka24.pl/index.php/pl-pl/biblioteczka-pszczelarza-z-pasja-ksiazki-pasieki/251-pozytki-i-karmienie-pszczol-k2570/3871-inwazyjne-i-potencjalnie-inwazyjne-rosliny-miododajne-obcego-pochodzenia-w-polsce-porady-dla-pszczelarzy-str-14
- Rosiak-Stepa, Dzikie pszczoły a pszczoła miodna, https://dzicyzapylacze.pl/dzikie-pszczoly-a-pszczola-miodna/
- Sulborska-Różycka, Pszczoła miodna a baza pożytkowa czyli o relacji owad – roślina, chrome- http://rzp-torun.pl/images/artykuly/Mat_szkol_pszczola_miodna_a_baza_pozytkowa.pdf
- Woś, Ochrona bioróżnorodności. Ogród przyjazny owadom zapylającym, https://eugreenalliance.eu/wp-content/uploads/2025/02/Ochrona-bioroznorodnosci.pdf