Wielu z nas pamięta tę scenę z dzieciństwa: gdy tylko zaczynamy pociągać nosem i kaszleć, mama pakuje nas do łóżka i przynosi gorącą herbatę z prozdrowotnymi dodatkami. Najczęściej znajdowały się wśród nich cytryna i miód, popularny był także syrop malinowy, imbir i goździki. Mając te terapie w pamięci, stosujemy je nadal w dorosłym życiu – ale czy słusznie? Czy miód na przeziębienia działa tak, jak głosi mądrość ludowa, czy jest to raczej jeden z powszechnych mitów zdrowotnych? Sprawdź, na co pomoże (i na co nie pomoże) miód w okresie infekcji.
Miód na przeziębienie – co w składzie miodu powstrzymuje infekcje?
Nie ma się co oszukiwać – miód to przede wszystkim cukier. Tylko że ani ten fakt nie dyskredytuje tego pszczelego produktu jako potencjalnego leku, ani też na cukrach jego skład chemiczny się nie kończy. Ale po kolei.
Miód powstaje z nektaru kwiatowego oraz spadzi, gorliwie gromadzonych przez pszczoły zbieraczki. Ponieważ dzielne owady nie dysponują jednak wiadrem ani butelką, korzystają z jedynego dostępnego pojemnika – czyli własnego wola. Jest to element układu pokarmowego pszczoły służący wyłącznie transportowi nektaru, spadzi i wody do gniazda. Tutaj do nektaru dostają się enzymy trawienne pszczół i cukry pochodzące z kwiatów czy drzew, zyskują dodatkowe, potężne właściwości.
W efekcie w gotowym miodzie znajdziemy coś od kwiatów i coś od pszczół. Są tam nie tylko różne węglowodany, stanowiące szybkie i łatwo dostępne dla organizmu źródło energii, ale także kwasy organiczne i białka, nieco mikroelementów, witamin oraz substancji o budowie i funkcjach zbliżonych do hormonów. Nie jest to zatem wyłącznie smaczniejszy cukier, ale też pyszny i zdrowy dodatek do dań (to w drugiej kolejności – miód jest przede wszystkim pokarmem dla samych pszczół). Czy może być skutecznym lekiem?
Tak. Składniki aktywne biologicznie obecne w miodzie pszczelim stymulują układ odpornościowy, niszczą ściany komórkowe bakterii, usuwają patogeny z błon śluzowych i łagodzą stany zapalne. Działają jak naturalny antybiotyk, a przy tym nie naruszają pożytecznego mikrobiomu jelitowego. Dodatkowo miód ma właściwości wykrztuśne – rozrzedza wydzielinę zalegającą w oskrzelach i zatokach przynosowych. Z badań przeprowadzonych przez naukowców z University of Pennsylvania wynika, że miód na kaszel u dzieci jest skuteczniejszy od powszechnie stosowanych syropów. Angielska agencja rządowa Public Health England również rekomenduje stosowanie miodu w przypadku kaszlu. Miód na gardło to również dobra decyzja – nie tylko usuwa z błon śluzowych patogeny, ale też pokrywa je ochronną warstwą i nawilża, łagodząc ból.
Jest tylko jedno szalenie ważne „ale”: miód zachowuje swoją skuteczność do temperatury ok. 40°C. Temperatura denaturacji białek to około 60°C, więc powyżej jej z całego bogactwa pozostaje już głównie pyszny, słodki smak. Zawartość tych składników spada stopniowo, nie znikną w chwili przekroczenia temperatury granicznej, ale lepiej wyrobić sobie nawyk i unikać połączenia gorących napojów (mleko, woda, herbata) z miodem. Mocno ciepłe będą tu, nomen omen, najzdrowszym wyborem.
Jaki miód na przeziębienie jest najskuteczniejszy?
Jeśli chodzi o enzymy z pszczelego układu pokarmowego, to zawierał je będzie każdy miód. Pozostałe składniki mogą jednak mocno się różnić, zależą bowiem od tego, z jakiego nektaru powstał dany miód. Obecnie w Polsce mamy wybór pomiędzy najpopularniejszym miodem wielokwiatowym oraz całym bogactwem miodów gatunkowych. Które z nich będą w stanie najskuteczniej odeprzeć atak bakterii i wirusów?
- Miód lipowy: to właśnie ten gatunek miodu, który tradycyjnie kojarzy się ze zwalczaniem infekcji. Swoje właściwości zawdzięcza lipie, stanowiącą ważny składnik substancji przeciwdziałających przeziębieniu i grypie zarówno w zielarstwie, jak i w oficjalnej medycynie. Miód lipowy wykazuje silne działanie antybakteryjne. Rozgrzewa ciało, działa napotnie, a jednocześnie obniża gorączkę.
- Miód malinowy: wykazuje działanie zbieżne z lipowym – w końcu nie bez przyczyny obok naparu z lipy, nasze babcie stosowały przy przeziębieniu sok z malin.
- Miód spadziowy: do jego produkcji pszczoły wykorzystują spadź, czyli sok roślin. Na przeziębienie najlepiej sprawdza się miód ze spadzi drzew iglastych, bogaty w olejki eteryczne takie jak gwajakol, wykazujące silne działanie antyseptyczne i mające dobroczynny wpływ na układ oddechowy.
- Miód gryczany: nie tylko wykazuje właściwości bakteriobójcze, ale także wspiera ścianki naczyń krwionośnych. To właśnie z łuski gryki pozyskuje się rutynę, więc tu macie ją podaną w najsmaczniejszej chyba wersji. Dodatkowo miód ten chroni organizm przed wolnymi rodnikami. Mówiąc obrazowo: wolne rodniki to takie pokiereszowane jony, atomy albo grupy atomów, którym do stabilności brakuje jednego elektronu. Zamiast cierpieć w milczeniu, wolne rodniki wybierają przemoc uszkadzając związki chemiczne w zdrowej komórei, w ten sposób destabilizując ją, co może przyczynić się do jej szybszego starzenia, a nawet śmierci. Jako antyoksydant, miód gryczany jest bohaterem bez peleryny: własną piersią zasłania komórkę i oddaje wolnemu rodnikowi swoje elektrony. W ten sposób nasze ciało wolniej się zużywa i jest silniejsze na poziomie komórkowym, dzięki czemu łatwiej odpiera ewentualny atak patogenów.
Z kolei miód nawłociowy to prawdziwy pogromca drobnoustrojów. Może poradzić sobie nawet z takim paskudnikiem, jak gronkowiec złocisty. Chociaż w ten sposób nawłoć kanadyjska może nieco odpokutować za spustoszenie, jakie sieje w naszych ekosystemach, powoli wypierając rodzime gatunki roślin… Ale przy okazji uwaga. Nawłoć to późny pożytek. Jeśli pszczoły zbierają go we wrześniu, to przygotowania do zimowli zostają przerwane. Tym samym jest wystawiona na inwazję warrozy – w trakcie pożytków produkcyjnych nie podaje się „chemii” warrobójczej. Osłabione przez zbiór nawłoci rodziny są podatne też na inne choroby i często zdarza się (szczególnie gdy kwitnie aż do października), że na wiosnę likwiduje się albo łączy. Dlatego też część pszczelarzy uważa, że wystawiania pszczół na nawłoć (oraz wrzos) nie jest etyczna z punktu widzenia dobrostanu pszczelej rodziny.
Za fenomenalny środek antybakteryjny uchodzi też miód manuka, ale uważaj – tak naprawdę szansa kupienia w Polsce oryginału jest znikoma. Zanim przepłacisz za słoik miodu rzekomo sprowadzony z Nowej Zelandii albo faktycznie go kupisz, tworząc potężny ślad węglowy, lepiej wypróbuj rodzimych faworytów wymienionych powyżej.
Bibliografia:
- Hołderna-Kędzia, B. Kędzia, Krajowe miody odmianowe w profilaktyce i lecznictwie, Postępy Fitoterapii 2/2021, s. 114-124
- Kędzia, E. Hołderna-Kędzia, Współczesne poglądy na mechanizm przeciwdrobnoustrojowego działania miodu, Postępy Fitoterapii 4/2017, s. 290-297
- Kędzia, E. Hołderna-Kędzia, E. Dutkowiak, Aktywność antybiotyczna krajowych miodów odmianowych, Post Fitoter 2/2014, s. 67-70